czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział IV

     Jeden telefon całkowicie wyprowadził mnie z równowagi. Nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć. Ktoś kazał mi wybierać po, której stronie będę. Nie znałam wampirów z Harbor, ale wiedziałam, że próbują żyć tak jak zwyczajni ludzie, może nie do końca tak samo, ale jednak podobnie. Za to przedwieczni żywili się zwykłymi ludźmi, ja też miałam być tylko kolacją, nie przewidzieli, że mogę to przetrwać. To rozjaśniło mój umysł. Przedwieczni są bezwzględni, zabijają ludzi tylko dla zaspokojenia pragnienia. Nawet nie wiem jak mogłam mieć w głowie mętlik. Nie ważne co wiem o Lil i całej reszcie, ważne co wiem o przedwiecznych. Decyzja była banalnie prosta.
     Wyszłam z domu i pobiegłam do posiadłości w lesie. Weszłam do ogromnego domu i bez jakichkolwiek powitań ruszyłam w stronę pokoju Lil. Dziewczynę zszokował mój widok.
- David mówił, że na dziś skończyliście.
- Bo tak było. - odparłam.
- Więc co tu robisz? Jakoś nie wyglądasz tak jakbyś przyszła tu na plotki. - dziewczyna była zszokowana moją obecnością, wyglądała tak jakby się mnie bała. Nagle stanął za mną Ethan. Wyglądał na wściekłego.
- Co się tu dzieje? - blondyn zapytał i uważnie zmierzył mnie wzrokiem. Nie znosiłam jego obecności i nie zamierzałam mu odpowiadać. - Posłuchaj Evelyn promieniujesz mocą jak elektrownia więc albo łaskawie powiesz mi co się dzieje, albo łaskawie zabierz stąd swój tyłek zanim komuś stanie się krzywda. - wkurzyłam się. Złapałam blondyna za szyję i przytwierdziłam do ściany. Zrobiłam to tak szybko, że ten nawet nie był w stanie zareagować.