wtorek, 24 listopada 2015

Rozdział V

    To wszystko było dla mnie trudne. Bardzo trudne. Czułam się nie na miejscu. Jeszcze ponad dwa lata temu miałam wszystko o czym mogłaby pomarzyć każda nastolatka, patrząc oczywiście ze strony potrzeb materialnych.
Byłam szczęśliwa, brakowało mi tylko mamy, ale z jej śmiercią zdążyłam się pogodzić. Pomógł mi w tym brat i tata, młodsza siostra również była dla mnie bardzo ważna, kochałam ją, nie miałyśmy najlepszego kontaktu, ale Lou starał się nas jakoś "posklejać" w efekcie mimo wszystkich kłótni, sprzecznych poglądów i odmiennych charakterów trzymaliśmy się razem. Zawsze.
    Śmierć mojego taty i rodzeństwa była taka niespodziewana, wiedziałam, że tego nie zaakceptuje nigdy, a przede mną była cała wieczność, chyba, że wcześniej zabiliby mnie przedwieczni, bo nie zamierzałam do nich dołączać. Chociaż nie wiem czy słowo zabije jest tutaj odpowiednie. Przecież ja nie żyłam. Moje serce nie biło. Nie oddychałam. W moich żyłach nie było krwi, były puste. Ja tylko egzystowałam, nie żyłam. Ja po prostu istniałam, a chyba wszystko istnieje na tym świecie w jakimś celu. Może moim celem jest zniszczenie takich jak ja. Nie byłam tego pewna, ale uznałam, że to może być moim celem. Wampiry z Harbor bały się mnie, mojej mocy i tego kim ich zdaniem jestem. "Hybryda, która pała wyjątkową nienawiścią do wampirów. Nietypowa mieszanka, córka wilka i łowcy przemieniona przez przedwiecznego. Najpotężniejsza istota jaką spotkali do tej pory." - właśnie tym ich zdaniem jestem. Tego dnia postanowiłam, że zniszczę rasę krwiopijców, zaczynając od przedwiecznych, a kończąc na istotach żywiących się ludzką krwią.



    Byłam w lesie, zmierzałam w sam jego środek, miał tam na mnie czekać Ethan, nie znosiłam jego obecności, to miał być nasz drugi trening, a do pierwszego nie chcę nawet wracać wspomnieniami. Nie wiem jakby się skończył, gdyby David nam nie przerwał. Pozabijalibyśmy się, ale najprawdopodobniej to ja zabiłabym jego. Nie wiedziałam za co tak nienawidzę blondyna, ale nie potrafiłam tego zmienić, może nawet nie starałam się tego zmienić. Wiedziałam ze on pałał do mnie podobnym uczuciem. Nie trzeba być geniuszem, za to co mu zrobiłam na jego miejscu próbowałabym mnie zabić.
Byłam na miejscu, blondyn też tam był. Zapanowała niezręczna cisza. Nie chciałam jej przerwać. Może to był mój błąd, bo po chwili zostałam przygnieciona do ziemi przez mężczyznę, śmiał się. Śmiał się ze mnie. Próbowałam mu się wyrwać, ale był silny. To była jakaś odmiana, do tej pory to ja atakowałam i Ethan nie wyrywał mi się. Dopiero w tamtym momencie dotarło do mnie, że działo się tak, gdyż mężczyzna mi na to pozwalał. Nie podobał mi się taki obrót sprawy, próbowałam użyć mocy, tej samej błękitnej poświaty, z której już kilkakrotnie korzystałam, jednak moje wysiłki spełzły na niczym. Blondyn wstał ze mnie, a z oddali pojawiła się Elizabeth.
- Widzisz, El podobnie jak ty jest niezwykła. - zaczął, ale ja nie zamierzałam go słuchać, sama jego obecność sprawiała, że wpadałam w szał.
- Jej matka była łowczynią, nadal nią jest. - mówiłam jak w transie. W pewnym sensie w nim byłam. Po raz kolejny wniknęłam w czyjś umysł, nie miałam nad tym kontroli. Wtedy nie wiedziałam, że nie jestem tylko w umyśle Elizabeth. - Jako dziecko została ugryziona przez wampira. Ona na to pozwoliła. Myślała, że będziesz potężną łowczynią, jednak nie przemyślała skutków, nie wiedziała jak trudno będzie ci pogodzić ze sobą dwie natury. Do tej pory ma o to żal do siebie. To dlatego się od ciebie odcięła. Dlatego gdy miałaś dziesięć lat oddała cię Victorowi i Cassidy. Wymazała im z pamięci to wspomnienie. Potrafiła to zrobić. Tobie też wymazała wiele wspomnień. Potrafiła manipulować cudzymi myślami, wspomnieniami. Po tym wszystkim nie mogła spojrzeć ci w oczy. Jej przyjaciel cię przemienił. - wiedziałam już, że jestem jeszcze w czyimś umyśle. Nie miałam nad tym kontroli. Nie wiedziałam jak się tam znalazłam i jak miałam się stamtąd wydostać. To było przerażające. Siedziałam w czyjejś głowie, przeglądałam wspomnienia, te najskrytsze, o których się nie mówi, nie miałam wpływu na to co zobaczę. Nie wiedziałam jak to przerwać. - Ona cię kocha. Jest jej przykro. - nagle wszystko zostało. Wróciłam do "siebie". Dwója stojąca przede mną była przerażona. Ja też zaczęłam się bać. Nie wiedziałam co się stało. Byłam w umyśle matki Elizabeth. Miałam wrażenie, że patrze na świat jej oczami, przeżywam to co kiedyś ona sama, ale nie widziałam jej twarzy, słyszałam głos, ale brzmiał zupełnie jak mój. To było straszne, czułam jej cierpienie. Miałam ochotę umrzeć. Nie wiem jak jej matka dała sobie z tym radę. Skrzywdziła swoją córkę, musiała ją oddać i żyć z przeświadczeniem, że nigdy jej nie zobaczy, a jedyne uczucia jakie żywi do niej El to żal, może nawet nienawiść. Usiadłam na ziemię. Nadal czułam ten ból. To było takie trudne. Nie chciałam ponownie zaglądać w czyjś umysł. Bałam się, że mogę znów odczuwać emocje osoby, w której umyśle się znajduje.
- El ja nie chciałam. Nie panowałam nad tym. Nawet nie wiem jak to się stało. - dziewczyna nawet na mnie nie spojrzała. Uciekła i zostawiła mnie z Ethanem.
- Jak to zrobiłaś? - zapytał spokojnie, nie słyszałam w jego głosie pretensji. Nie spodziewałam się tego. Byłam pewna, że zrobi mi awanturę, jednak mimo jego łagodnego usposobienia ja nie potrafiłam nad sobą zapanować. Cały czas targały mną uczucia matki El, a w głowie przewijały się wspomnienia.
- Skąd mam wiedzieć?! Myślisz, że chciałam to zrobić?! - wstałam z ziemi i zaczęłam krzyczeć. - Myślisz, że dobrze czuje się grzebiąc w czyichś wspomnieniach? Ja nawet nie miałam wpływu na to co zobaczyłam! Ja czułam dokładnie to co czuła matka El w danej chwili! Ja nadal to czuję!


     Siedziałam w salonie wampirów. El po tym co usłyszała ode mnie gdzieś zniknęła, wiedziałam, że się o nią martwią, po części czułam się winna, gdyby nie ja nie słyszałaby tego wszystkiego.
    Od dwóch godzin siedzę tutaj i odpowiadam na te same pytania. To było bez sensu, wszystko co widziałam zdążyłam już im powiedzieć. Wyszłam z domu, a w ślad za mną poszedł David.
- Oni o nic cię nie oskarżają. Po prostu nie wiedzą kim jesteś. - odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka.
- A myślisz, że ja wiem?! Myślisz, że dobrze czuję się z tym wszystkim?!
- Nie. - odparł krótko. - I dlatego wrócimy do treningu.
- Żartujesz sobie ze mnie!? - zapytałam z wściekłością.
- Nie.


    Wróciłam do domu wykończona i wściekła. Nie wiedziałam jak mam się w tym wszystkim odnaleźć. To było ponad moje siły. Nie dawałam rady, z jednej strony chciałam zniszczyć Przedwiecznych, ale z drugiej chciałam też zniszczyć siebie. Byłam potworem, którego moc przerażała wszystkich wokół, nikt nie wiedział czego się po mnie spodziewać, do czego jestem zdolna i kiedy moja moc przestanie się rozwijać.
Żałowałam, że zamiast lecieć z moją rodziną na wakacje wolałam zostać w domu, gdybym wtedy zginęła razem z nimi możliwe, że byłabym teraz szczęśliwa w lepszym świecie, razem z całą moją rodziną.



--------------------------





Jeżeli ktoś przeczytał ten rozdział niech go skomentuje, będę wtedy wiedziała czy mam publikować nowe rozdziały. 

czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział IV

     Jeden telefon całkowicie wyprowadził mnie z równowagi. Nie wiedziałam co o tym wszystkim mam myśleć. Ktoś kazał mi wybierać po, której stronie będę. Nie znałam wampirów z Harbor, ale wiedziałam, że próbują żyć tak jak zwyczajni ludzie, może nie do końca tak samo, ale jednak podobnie. Za to przedwieczni żywili się zwykłymi ludźmi, ja też miałam być tylko kolacją, nie przewidzieli, że mogę to przetrwać. To rozjaśniło mój umysł. Przedwieczni są bezwzględni, zabijają ludzi tylko dla zaspokojenia pragnienia. Nawet nie wiem jak mogłam mieć w głowie mętlik. Nie ważne co wiem o Lil i całej reszcie, ważne co wiem o przedwiecznych. Decyzja była banalnie prosta.
     Wyszłam z domu i pobiegłam do posiadłości w lesie. Weszłam do ogromnego domu i bez jakichkolwiek powitań ruszyłam w stronę pokoju Lil. Dziewczynę zszokował mój widok.
- David mówił, że na dziś skończyliście.
- Bo tak było. - odparłam.
- Więc co tu robisz? Jakoś nie wyglądasz tak jakbyś przyszła tu na plotki. - dziewczyna była zszokowana moją obecnością, wyglądała tak jakby się mnie bała. Nagle stanął za mną Ethan. Wyglądał na wściekłego.
- Co się tu dzieje? - blondyn zapytał i uważnie zmierzył mnie wzrokiem. Nie znosiłam jego obecności i nie zamierzałam mu odpowiadać. - Posłuchaj Evelyn promieniujesz mocą jak elektrownia więc albo łaskawie powiesz mi co się dzieje, albo łaskawie zabierz stąd swój tyłek zanim komuś stanie się krzywda. - wkurzyłam się. Złapałam blondyna za szyję i przytwierdziłam do ściany. Zrobiłam to tak szybko, że ten nawet nie był w stanie zareagować.

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział III

- Chyba wiem kim jesteś. - usłyszałam obojętny ton głosu chłopaka.
- Co? Kim? - niecierpliwiłam się, a on zdawał się czerpać satysfakcję z tego, że wie więcej od mnie.
- Zack jest Łowcą.
- Nie mów mi teraz kim jest Zack, nawet nie wiem kto to jest. Kim ja jestem!? - w tamtym momencie wściekłam się. Nie wiedziałam kim jestem, a on opowiadał mi o nie wiadomo kim.
- Posłuchaj! Jeżeli chcesz wiedzieć kim jesteś to mi nie przerywaj, bo równie dobrze mogę zachować tą wiadomość dla siebie. - byłam wkurzona, miałam ochotę go rozszarpać, ale musiałam wiedzieć kim jestem. - Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać, a musisz wiedzieć wszystko. - nie odezwałam się, chłopak zaczął swój monolog. - Zack to ten chłopaka, którego przyniosłaś. Łowcy to rasa istot stworzonych do obrony ludzkości przed innymi istotami nadnaturalnymi, a głównie przed wampirami i tak jak one są nieśmiertelni. Każdy Łowca ma inną zdolność, ale jedna cechuje ich wszystkich. Obronna tarcza światła. Taka sama jak twoja, w zależności od siły Łowcy jej kolor jest mniej lub bardziej intensywny, stąd wniosek, że ty również jesteś Łowcą. - to wszystko było takie nierealne, ale nie przerywałam. - Czytasz nam w myślach, żaden Łowca nie miał nigdy takiej zdolności. Wilk też nie. Nie rzuciłaś się na Zacka, więc dlatego uważam, że jesteś Wilkiem, a przynajmniej nim byłaś. Wilki mają obrzydzenie do ludzkiej krwi, a żaden wampir nie zdołałby się oprzeć niektórym zapachom, tobie to jednak się udało, wtedy gdy Ian zwariował i teraz, uratowałaś Zacka. To był nie tylko instynkt Łowcy, ale również Wilka. Nadążasz? - pokiwałam twierdząco głową. - A to, że jesteś potężna widać na każdym kroku. Gdy pierwszy raz pojawiłaś się w szkole Lil dziwnie się zachowywała, zauważyłaś to i bynajmniej nie było to spowodowane zapachem krwi lecz siłą jaka od ciebie wtedy biła. Bała się ciebie. Gdy pierwszy raz cię zobaczyłem uznałem, że jesteś najpotężniejszą istotą jaką spotkałem, ale dziś zmieniłem zdanie. Jesteś jeszcze silniejsza niż ostatnio, mimo że zużyłaś dużo mocy. To twoja zdolność Łowcy Evelyn. Przynajmniej to jedyne logiczne wyjaśnienie jakie w tej chwili przychodzi mi do głowy. Im więcej wokół ciebie wampirów tym jesteś silniejsza. Nie spotkałem się z czymś takim, nawet o tym nie słyszałem. Nie wiedziałem, że to możliwe, aż do teraz. Po za tym przemienił cię Przedwieczny, a takie przypadki zdarzają się rzadko. To prawie nie możliwe, ale teraz to oni boją się ciebie. Musisz nauczyć się maskować moc. David cię tego nauczy. Jest w tym mistrzem. Możesz nie chcieć od nas pomocy, wiem jaki masz stosunek do wampirów, ale powinnaś ją przyjąć. Możemy cię wyszkolić. Przyznaj, że przez chwilę pomyślałaś, że chcesz zabijać takich jak Rudy. Zastanów się nad tym. Masz czas do jutra, ale myślę, że twój brat poszedłby na to. - ostatnie zdanie dodał z szyderczym uśmiechem. Prowokował mnie i udało mu się to. W jednej chwili rzuciłam się na chłopaka i ściskałam jego szyję.
- Jeszcze raz powiesz choć słowo o moim bracie, a cię zabije. - wysyczałam wściekła.
- Skarbie, pamiętasz, że my nie oddychamy. - wściekłam się, rzuciłam mężczyzną o najbliższe drzewo i pobiegłam w stronę domu.

    Wspomnienia wczorajszego dnia wciąż tkwiły mi w głowie. Nie wierzyłam Ianowi w słowa dotyczące mojego pochodzenia i miałam ochotę go zignorować, ale nie mogłam. Moje istnienie musiało mieć jakiś powód i ja go odkryłam. Nieważne było kim jestem. Była silna, bardzo silna.
Zostanę Łowcą. Nie będę nigdy Łowcą czystej krwi, zawsze będę hybrydą, ale mogę robić to co Łowca. Nikt mi nie zabroni.
     Ruszyłam w stronę lasu, gdzie mieszka Lili i cała reszta. Zanim znalazłam się w połowie drogi wyczułam czyjąś obecność. Zatrzymałam się, wiedziałam, że nie muszę się obawiać i miałam rację, bo po chwili stała przede mną Lil.
- Evelyn. Dziękuję. - powiedziała to i rzuciła mi się na szyję. Byłam zaskoczona jej wylewnością i po chwili coś do mnie dotarło. Ona kocha Zacka. Nie trzeba czytać w myślach aby się domyślić, ale postanowiłam się upewnić.
- Takie związki są dozwolone? - dziewczyna odskoczyła ode mnie jak oparzona, po czym przyjrzała się mi i uśmiechnęła.
- Nie. - powiedziała i ruszyła powoli w stronę swojego domu. Wtedy do mnie dotarło. Kochają się, ale nie mogą być razem. To chore, jak Romeo i Julia.
- Dlaczego tego przestrzegacie?
- Bo nie chodzi tylko o mnie. Miałaś wczoraj bliskie spotkanie z Przedwiecznym, są bezwzględni. Szukają tylko powodu do walki. Zabiliby całą moją rodzinę gdyby się o tym dowiedzieli. Nie mów nikomu, że wiesz co jest między nami. Przed wszystkimi to ukrywamy, ale ty Ian i Ethan czytacie w myślach więc to nie ma sensu i tak znacie prawdę. - nie wiedziałam co powiedzieć, więc milczałam. To było przykre. - David jest miły. Gdy nauczy cię ukrywać moce będziesz trenować coś innego, nie wiem co, nie pytałam.
- Jakie jeszcze moce posiadają wampiry?
- Różne. Jest ich naprawdę mnóstwo. Sama nie znam ich wszystkich, nigdy nie interesował mnie ten świat. - mówiąc to dała nacisk na słowa "ten świat".
- A twoja moc?
- Przepowiadam przyszłość i odczytuje przeszłość. - powiedziała z uśmiechem.
- Poważnie. Jak to robisz?
- Poważnie. Przyszłość widziałam tylko dwa razy, ale za to wizje przeszłości miewam często.
- Jak często?
- Prawie codziennie. - spojrzałam na dziewczynę. - To trochę uciążliwe, ale czasem przydatne. Dziś też miałam jedną. - coś mi mówiło, abym nie drążyła tematu, więc postanowiłam tego nie robić niestety do mojej głowy dotarł obraz. Lili wie, kiedy i dlaczego zrobiłam tatuaż na lewym nadgarstku. 
Razem... Jednak mój brat nie żył i została tylko niespełniona obietnica.


    Trening z Davidem nie szedł mi za dobrze. Zdaniem mężczyzny ukrycie takiej ilości mocy jest trudne dlatego nie powinnam się zrażać. Łatwo powiedzieć. Ćwiczymy już od tygodnia i do tej pory nie idzie mi za dobrze, może i robię minimalne postępy, ale nie jest dobrze.

- Evelyn skup się. - jego głos był surowy, ale na mnie nie robił dużego wrażenia, chyba zresztą nie tylko na mnie.
- Myślisz, że to łatwe? - odparłam z irytacją.
- Od dwunastu lat Przedwieczni myślą, że nie żyje, więc tak, to proste. - spojrzałam na niego jak na przybysza z kosmosu. - Nie tylko ty jedna jesteś potężna. Na mnie też polowali.
- Czemu? - widząc minę chłopaka postanowiłam nie drążyć tematu i o dziwo odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie nie pojawiła się w mojej głowie. - Jak myślisz kiedy się tego nauczę?
- Nie mam pojęcia.
- Długo jeszcze dziś będziemy ćwiczyć?
- Całą noc.
- Serio? - zapytałam rozżalona.
- Nie rób tej swojej miny, na mnie to nie działa. Wracamy do treningu.
- Jesteś potworem wiesz?
- Ty też nim jesteś. - odpowiedział ze śmiechem, ale mój humor diametralnie się zmienił. Przypomniał mi kim jestem, a to nie było śmieszne.
- Miałaś maskować moc, a nie ją pokazywać. W tym momencie twoją moc można wyczuć w promieniu kilometra.
- Idę do domu.
- Co ty odwalasz?
- Daj mi spokój, jestem głodna. - skłamałam.
- Jesteś głodna czy idziesz do domu? - wkurzyłam się.
- Proszę cię, daj mi dziś spokój.
- Wiesz, że aby coś z tego wyszło nie wolno ci odpuszczać. - spojrzałam w oczy mężczyzny.
- Daj mi dziś spokój. - powiedziałam dobitnie.
- Idź. - nie wiedziałam czemu, ale David ustąpił.


    Znalazłam się w moim domu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam przeglądać stare albumy. Wspomnienia wróciły. Nagle zadzwonił telefon.
- Halo.
- Witaj Evelyn, nie wiem czy wiesz, ale my nadal o tobie pamiętamy. - ten głos, był identyczny jak głos Lou tyle, że przesiąknięty jadem, a Louis tak nie mówił.
- Kim jesteś.
- Brzydko potraktowałaś mojego podopiecznego. Daje ci miesiąc, gdy znudzi ci się zabawa z tymi pomiotami z Harbor możesz do nas dołączyć. Nie musisz, ale jeżeli chcesz żyć dołącz do nas, za miesiąc będziemy w Harbor, wtedy powiesz po czyjej jesteś stronie, po naszej czy po przegranej. - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć połączenie zostało przerwane.


-----------------------------------------------------
Jest trzeci rozdział.
Zostawcie coś po sobie.

Przepraszam

Wiem, że nawaliłam, obowiązki mnie przerosły, mam za mało czasu.
Dziś wstawiłam poprawiony rozdział drugi, a rozdział trzeci właśnie piszę, wiem zmiany nie miały być duże, ale jednak wyszło tak, że rozdział trzeci będzie bardzo się różnił od jego pierwotnej wersji.

wtorek, 28 października 2014

Uwaga!

Miałam nie zmieniać nic w fabule, jedynie poprawić rozdziały, ale jednak niektóre rzeczy zostaną zmienione. Nie będą to duże zmiany, ale warto będzie przeczytać poprawione rozdziały.

Pierwszy rozdział jest już poprawiony i dodany. Gdy poprawię resztę poinformuję was o tym.

sobota, 25 października 2014

Wracam :)

Postanowiłam wrócić z opowiadaniem.
Nie wiem dlaczego, chyba się za nim stęskniłam :)
Przeczytałam dziś rozdziały i postanowiłam, że na początek poprawie pierwsze (są beznadziejne), a potem dodam nową notkę.
Fabuła rozdziałów się nie zmieni tylko poprawię błędy itp.

Myślę, że nowy rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu i liczę, że jeśli jeszcze ktoś pamięta o tym blogu zostawi po sobie komentarz pod czwartym rozdziałem.

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział II

    Mijał kolejny dzień, byłam w szkole, widziałam się z Lar'ą, ale uciekłam dziewczynie.
    Podjęłam decyzję - postanowiłam wyprowadzić się z Bar Harbor, wiedziałam, że to ucieczka, ale właśnie tego chciałam - uciec i zapomnieć o tym co stało się jakiś czas temu. Wiedziałam, że to nie możliwe, bo to kim jestem nie pozwalało mi zapomnieć, ale wtedy tego chciałam.
   Wyszłam ze szkoły i wbiegłam w las, rozwinęłam ogromną prędkość i już po chwili znalazłam się na tyłach mojej posesji. Gdy znalazłam się w pokoju zaczęłam pakować walizki i po chwili dotarło do mnie jakie to głupie.  Nie wiedziałam gdzie zamieszkać, nie miałam na to nawet najmniejszego pomysłu, a już zaczęłam się pakować. Wrzuciłam walizkę pod łóżko.
    Nagle coś usłyszałam a, lewa dłoń zaczyna mnie piec zupełnie tak jakby się paliła. Ból był ogromny i z każdą sekundą wzrastał, nie mogłam wytrzymać, upadam na ziemię. Byłam przerażona, nie miałam pojęcia co się dzieje.  Wyczuwałam czyjąś obecność. Wrogą obecność. Nie wiedziałam czyją, ale byłam przekonana, że istota ta nie była przyjazna i na pewno nie była człowiekiem. Gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła podniosłam głowę i zobaczyłam rudowłosego chłopaka. Ból ustąpił, a ja wstałam. Przyjrzałam się przybyszowi, który wtargnął do mojego domu rozbijając okno, dotarło do mnie kim jest. To właśnie jego widziałam podczas moich snów. To on próbował mnie zabić.
-Czego chcesz?!
-Grzeczniej. Nie chce cie w żaden sposób skrzywdzić więc nie dawaj mi ku temu powodów i nie krzycz bo zbiegną się te pomioty z Harbor. - gdy usłyszałam jego głos zaczęłam się bać.
-Pytałam czego chcesz. - wysyczałam przez zęby, mimo strachu poświata, która towarzyszy mi w momentach gdy go czuję tym razem się nie pojawiła.
-Chcę ci pomóc Evelyn.
-Pomóc. Nie kpij! - przerażenie zastąpiła wściekłość. - Ostatnio ty i twoi kumple próbowaliście mnie zabić, a teraz mówisz, że chcesz mi pomóc! Za kogo ty mnie masz!? - w tym momencie miałam ochotę go rozszarpać. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo.
-Jesteś potężniejsza niż sądziłem. - powiedział z uśmiechem. - Idealnie pasujesz do Przedwiecznych.
-Co?! - nie miałam pojęcia o czym mówił.
-Nie krzycz. - usiadł na łóżko.
-Ktoś cie zaprosił?! - wściekłość narastała we mnie z każdą sekundą.
-Przedwieczni to najpotężniejsze wampiry tego świata. Jesteśmy najczystszą z ras. Zostałaś przemieniona przez Przedwiecznego. - mówił dalej ignorując mnie.
-Przemieniona!? Miałam być jego kolacją! Zabił mnie!
-Skarbie, nie odbieraj tak tego. - w tamtym momencie miałam ochotę się popłakać.  - Ty chyba też zabijasz. Przedwieczni nie są w stanie pohamować żądzy ludzkiej krwi.
-Więc się do was nie nadaje. - gdy wypowiadałam te słowa przepełniała mnie duma. Cieszyłam się, że nie jestem taka jak oni.
-Czemuż to?
-Nigdy nie piłam ludzkiej krwi. - w jego oczach zobaczyłam przerażenie. Nie wiedziałam dlaczego, ale po chwili to się zmieniło, po raz kolejny zajrzałam do czyjegoś umysłu. Robiłam to nie świadomie, ale gdybym tego nie zrobiła, to zapewne zniknęła bym z tego świata. W głowie rudzielca znalazłam odpowiedzi.  Przedwieczni żywią się wyłącznie krwią ludzi, on się mnie bał, nie wiedział co jest ze mną nie tak. Przedwieczni swoją siłę zawdzięczają ludzkiej krwi, a ja jej nie piłam, gdybym to zrobiła byłabym znacznie silniejsza niż jestem teraz. On chciał mnie zabić. Chciał mnie zabić ze strachu przede mną. W tamtej chwili chciałam mu na to pozwolić. Nienawidziłam tego czym się stałam i uznałam, że to powinno się skończyć, ale wtedy przed oczami pojawił mi się Lou i mój tata. Oni nigdy się nie poddawali, zawsze walczyli do końca o to co było warto walczyć. Mi odebrano życie, ale dostałam w zamian coś innego, nienawidziłam tego , ale wiedziałam jedno. Nie wolno było mi się poddać. Nie mógł mnie zabić ktoś taki jak on. Ktoś znacznie gorszy niż ja.
Wyskoczyłam przez okno mojego pokoju, zrobiłam to tak szybko jak jeszcze nigdy, rudowłosy nie zdążył nawet zareagować. Biegłam przez las i nie miałam pojęcia co mam robić. Zatrzymałam się na chwilę, nie wiedziałam gdzie jest chłopak.
Poczułam krew, jej woń dochodziła z plaży. W tamtej chwili zszokowało mnie to, że ją czuję, przecież to aż 30 km stąd! Dotarło do mnie, że skoro ja ją poczułam to rudzielec nie zdoła jej się oprzeć. Rzuciłam się pędem w stronę morza, zapach krwi był coraz wyraźniejszy, dogoniłam rudego przed samą plażą, na której była tylko jedna osoba, młody chłopak, wyglądał jakby na nas czekał i tak właśnie było. Spojrzałam na Rudego - od tej chwili zamierzałam tak nazywać chłopaka - jego kły były wysunięte i przygotowywał się do skoku, w jednej chwili znalazłam się przed szatynem i zasłoniłam go, w tamtej chwili nie wiedziałam czemu to robię, po prostu to zrobiłam. Byłam w szoku, szybkość z jaką to zrobiłam była nierealna nawet jak na istotę którą jestem.
 Rudy ruszył do ataku. Szatyn, który stał za moimi plecami uderzył w niego niebieską poświatą! Była podobna do mojej, mimo że o wiele jaśniejsza. Na przedwiecznym nie zrobiło to wielkiego wrażenia, odleciał tylko kilka metrów i ponownie przygotowywał się do ataku, a chłopak stojący za mną ledwo trzymał się na nogach. 
W tamtym momencie zastanawiałam się kim on jest? Jego serce biło, ale po chwili przestało to mieć znaczenie. Musiałam nas uratować i tylko to się liczyło. Lou tak by zrobił. 
Poczułam przyjemny chłód, a widząc niebieską poświatę wokół mnie uśmiechnęłam się, wiedziałam, że wampir nie ma szans.
Jednak po chwili pewność siebie mnie opuściła. Nie wiedziałam jak mam użyć błękitnego światła, zawsze działo się to odruchowo. Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka.
-Jak uderzyłeś w niego światłem?
-Skup się. Pomyśl, że chcesz go zabić.  - jego głos był ledwo słyszalny. Nawet nie zauważyłam, że Rudy przyglądał się nam z zaciekawieniem zamiast zaatakować. Chcę go zabić. Chcę go zabić. Chcę go zabić. - powtarzałam w myślach, ale nic się nie działo.  Ja muszę go zabić! - Poczułam jak chłód opuszcza moje ciało, niebieska poświata mnie otaczająca uderzyła w Przedwiecznego. Nie wierzyłam w to co się działo. To wszystko było takie nierzeczywiste.  Patrzyłam na chłopaka za mną, leżał na ziemi. Słabł. Nie wiedziałam dlaczego.
- Dobra robota. - wychrypiał. - Nie jesteś wampirem ani łowcą, więc kim? Hybrydą? Nie, jesteś zbyt silna. - zaczął zamykać oczy. To było chore, nawet w takiej chwili on również zastanawiał się kim jestem. Nie prosił o pomoc, ratunek. Chciał tylko wiedzieć kim jestem. Zaczęłam się tego bać. Czy byłam tak dziwnym stworem, że nie pasowałam nigdzie?
- Hej! - kucnęłam przy szatynie. Zaczęłam nim potrząsać.
- Zabierzesz mnie do Lily? - wiedziałam, że chodzi mu o blondwłosą wampirzycę.
- Dobra, ale gdzie ona mieszka? - zamknął oczy. W pierwszej chwili pomyślałam, że umarł, ale otrząsnęłam się gdy usłyszałam bicie jego serca. Nie wiedziałam gdzie mieszka Lily, ale byłam pewna, że Lara to wie.
Wzięłam do ręki komórkę i wybrałam z niej numer dziewczyny, mimo że odebrała po drugim sygnale to oczekiwanie na to trwało wieczność.
- Najpierw przede mną uciekasz, a teraz dzwonisz!? - dziewczyna był wściekła.
- Lara! - wrzasnęłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nigdy nie byłam tak stanowcza. Jakiś czas temu będąc w takiej sytuacji nie wiedziałabym co zrobić. - Nie mam czasu, gdzie mieszka Lil?!
- Co?! - wkurzyła się.
- Lara do cholery powiesz mi w końcu?!
- Czternaście kilometrów jakoś na północ od twojego domu. Po co ci to? Coś się stało? - rozłączyłam się. Przerzuciłam sobie przez ramię chłopaka. Był dla mnie lekki jak piórko. Nie wiedziałam skąd wampiry mają tyle siły. Zaczęłam biec w stronę domu Lil, chłopak nadal się nie obudził. Znalazłam się przed wielkim, drewnianym domem, do którego wbiegłam. 
-Gdzie Lil?! - krzyknęłam do szatynki siedzącej na fotelu w salonie. - obok mnie stanęła wspomniana wcześniej dziewczyna i z przerażeniem spojrzała na chłopaka.
-Co mu się stało?!
-Zemdlał. - nagle w pokoju zaczęło się roić od wampirów. Albo poczuli krew chłopaka, która o dziwo przestała mnie kusić, albo usłyszeli mój krzyk. A może jedno i drugie?
-Piłaś jego krew! - oskarżyła mnie Lil.
-Zgłupiałaś! - wściekłam się. Nikt nie będzie zarzucał mi picia ludzkiej krwi. Nigdy.
-Jeżeli coś mu zrobiłaś to cie zabije. - wysyczała blondynka po czym zabrała brązowowłosego i gdzieś zniknęła. Byłam wściekła, a do tego czułam się jak intruz. Otaczała mnie chmara wampirów.
-Evelyn, musimy pogadać. - to Ian, ruszyłam za chłopakiem, byłam przekonana, że wszędzie będzie lepiej niż w tej dziupli krwiopijców. Znaleźliśmy się w głębi lasu, nie wiedziałam dlaczego. Chłopak patrzył na mnie, nie zamierzałam odezwać się pierwsza i chyba to zrozumiał. 
- Kim jesteś? - zapytał spokojnie, ale mnie oblała biała gorączka, ciągle zadają mi te same pytania. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że jestem zwyczajnym wampirem - o ile bycie wampirem jest czymś zwyczajnym -  później zaczęli nazywać mnie hybrydą, a dziś jakiś idiota powiedział mi, iż powinnam dołączyć do jakichś Przedwiecznych. Co to wszystko miało znaczyć!? Wyczułam tu czyjąś obecność.
-Ktoś tu jest. - powiedziałam. Nagle obok Ian'a stanął blondyn, ten sam, który wczoraj trzymał chłopaka, gdy ten dostał ataku szału i nie panował nad sobą.
-Ian, zostaw nas, musimy pogadać. - miałam już dość. Wszyscy chcieli ze mną rozmawiać, w właściewie wkurzyć mnie zadając jedno i to samo pytanie. Najgorsze było to, że ja sama nie znałam na niego odpowiedzi.
-Czego chcesz?
-Przed chwilą czytałem ci w myślach. - powiedział spokojnie.
-Co?! Jakim prawem?!
-Ty również czytasz w myślach.
-I co z tego! Ja robię to mimowolnie, nie panuję nad tym!
-Wiem, przejrzałem twoje wspomnienia.
-Jeszcze raz to zrobisz, a cie zabiję. Nie masz prawa grzebać mi w głowie.
-Nawet gdybym chciał nie dałbym rady, przed chwilą założyłaś bardzo silną blokadę. - byłam już na skraju wytrzymałości. Nie miałam pojęcia jak założyłam tą blokadę o ile wogóle to zrobiłam.
-Albo powiesz mi czego ode mnie chcecie, albo daj mi spokój!