czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział II

    Mijał kolejny dzień, byłam w szkole, widziałam się z Lar'ą, ale uciekłam dziewczynie.
    Podjęłam decyzję - postanowiłam wyprowadzić się z Bar Harbor, wiedziałam, że to ucieczka, ale właśnie tego chciałam - uciec i zapomnieć o tym co stało się jakiś czas temu. Wiedziałam, że to nie możliwe, bo to kim jestem nie pozwalało mi zapomnieć, ale wtedy tego chciałam.
   Wyszłam ze szkoły i wbiegłam w las, rozwinęłam ogromną prędkość i już po chwili znalazłam się na tyłach mojej posesji. Gdy znalazłam się w pokoju zaczęłam pakować walizki i po chwili dotarło do mnie jakie to głupie.  Nie wiedziałam gdzie zamieszkać, nie miałam na to nawet najmniejszego pomysłu, a już zaczęłam się pakować. Wrzuciłam walizkę pod łóżko.
    Nagle coś usłyszałam a, lewa dłoń zaczyna mnie piec zupełnie tak jakby się paliła. Ból był ogromny i z każdą sekundą wzrastał, nie mogłam wytrzymać, upadam na ziemię. Byłam przerażona, nie miałam pojęcia co się dzieje.  Wyczuwałam czyjąś obecność. Wrogą obecność. Nie wiedziałam czyją, ale byłam przekonana, że istota ta nie była przyjazna i na pewno nie była człowiekiem. Gdy usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła podniosłam głowę i zobaczyłam rudowłosego chłopaka. Ból ustąpił, a ja wstałam. Przyjrzałam się przybyszowi, który wtargnął do mojego domu rozbijając okno, dotarło do mnie kim jest. To właśnie jego widziałam podczas moich snów. To on próbował mnie zabić.
-Czego chcesz?!
-Grzeczniej. Nie chce cie w żaden sposób skrzywdzić więc nie dawaj mi ku temu powodów i nie krzycz bo zbiegną się te pomioty z Harbor. - gdy usłyszałam jego głos zaczęłam się bać.
-Pytałam czego chcesz. - wysyczałam przez zęby, mimo strachu poświata, która towarzyszy mi w momentach gdy go czuję tym razem się nie pojawiła.
-Chcę ci pomóc Evelyn.
-Pomóc. Nie kpij! - przerażenie zastąpiła wściekłość. - Ostatnio ty i twoi kumple próbowaliście mnie zabić, a teraz mówisz, że chcesz mi pomóc! Za kogo ty mnie masz!? - w tym momencie miałam ochotę go rozszarpać. Nie miałam pojęcia co się ze mną działo.
-Jesteś potężniejsza niż sądziłem. - powiedział z uśmiechem. - Idealnie pasujesz do Przedwiecznych.
-Co?! - nie miałam pojęcia o czym mówił.
-Nie krzycz. - usiadł na łóżko.
-Ktoś cie zaprosił?! - wściekłość narastała we mnie z każdą sekundą.
-Przedwieczni to najpotężniejsze wampiry tego świata. Jesteśmy najczystszą z ras. Zostałaś przemieniona przez Przedwiecznego. - mówił dalej ignorując mnie.
-Przemieniona!? Miałam być jego kolacją! Zabił mnie!
-Skarbie, nie odbieraj tak tego. - w tamtym momencie miałam ochotę się popłakać.  - Ty chyba też zabijasz. Przedwieczni nie są w stanie pohamować żądzy ludzkiej krwi.
-Więc się do was nie nadaje. - gdy wypowiadałam te słowa przepełniała mnie duma. Cieszyłam się, że nie jestem taka jak oni.
-Czemuż to?
-Nigdy nie piłam ludzkiej krwi. - w jego oczach zobaczyłam przerażenie. Nie wiedziałam dlaczego, ale po chwili to się zmieniło, po raz kolejny zajrzałam do czyjegoś umysłu. Robiłam to nie świadomie, ale gdybym tego nie zrobiła, to zapewne zniknęła bym z tego świata. W głowie rudzielca znalazłam odpowiedzi.  Przedwieczni żywią się wyłącznie krwią ludzi, on się mnie bał, nie wiedział co jest ze mną nie tak. Przedwieczni swoją siłę zawdzięczają ludzkiej krwi, a ja jej nie piłam, gdybym to zrobiła byłabym znacznie silniejsza niż jestem teraz. On chciał mnie zabić. Chciał mnie zabić ze strachu przede mną. W tamtej chwili chciałam mu na to pozwolić. Nienawidziłam tego czym się stałam i uznałam, że to powinno się skończyć, ale wtedy przed oczami pojawił mi się Lou i mój tata. Oni nigdy się nie poddawali, zawsze walczyli do końca o to co było warto walczyć. Mi odebrano życie, ale dostałam w zamian coś innego, nienawidziłam tego , ale wiedziałam jedno. Nie wolno było mi się poddać. Nie mógł mnie zabić ktoś taki jak on. Ktoś znacznie gorszy niż ja.
Wyskoczyłam przez okno mojego pokoju, zrobiłam to tak szybko jak jeszcze nigdy, rudowłosy nie zdążył nawet zareagować. Biegłam przez las i nie miałam pojęcia co mam robić. Zatrzymałam się na chwilę, nie wiedziałam gdzie jest chłopak.
Poczułam krew, jej woń dochodziła z plaży. W tamtej chwili zszokowało mnie to, że ją czuję, przecież to aż 30 km stąd! Dotarło do mnie, że skoro ja ją poczułam to rudzielec nie zdoła jej się oprzeć. Rzuciłam się pędem w stronę morza, zapach krwi był coraz wyraźniejszy, dogoniłam rudego przed samą plażą, na której była tylko jedna osoba, młody chłopak, wyglądał jakby na nas czekał i tak właśnie było. Spojrzałam na Rudego - od tej chwili zamierzałam tak nazywać chłopaka - jego kły były wysunięte i przygotowywał się do skoku, w jednej chwili znalazłam się przed szatynem i zasłoniłam go, w tamtej chwili nie wiedziałam czemu to robię, po prostu to zrobiłam. Byłam w szoku, szybkość z jaką to zrobiłam była nierealna nawet jak na istotę którą jestem.
 Rudy ruszył do ataku. Szatyn, który stał za moimi plecami uderzył w niego niebieską poświatą! Była podobna do mojej, mimo że o wiele jaśniejsza. Na przedwiecznym nie zrobiło to wielkiego wrażenia, odleciał tylko kilka metrów i ponownie przygotowywał się do ataku, a chłopak stojący za mną ledwo trzymał się na nogach. 
W tamtym momencie zastanawiałam się kim on jest? Jego serce biło, ale po chwili przestało to mieć znaczenie. Musiałam nas uratować i tylko to się liczyło. Lou tak by zrobił. 
Poczułam przyjemny chłód, a widząc niebieską poświatę wokół mnie uśmiechnęłam się, wiedziałam, że wampir nie ma szans.
Jednak po chwili pewność siebie mnie opuściła. Nie wiedziałam jak mam użyć błękitnego światła, zawsze działo się to odruchowo. Odwróciłam się i spojrzałam na chłopaka.
-Jak uderzyłeś w niego światłem?
-Skup się. Pomyśl, że chcesz go zabić.  - jego głos był ledwo słyszalny. Nawet nie zauważyłam, że Rudy przyglądał się nam z zaciekawieniem zamiast zaatakować. Chcę go zabić. Chcę go zabić. Chcę go zabić. - powtarzałam w myślach, ale nic się nie działo.  Ja muszę go zabić! - Poczułam jak chłód opuszcza moje ciało, niebieska poświata mnie otaczająca uderzyła w Przedwiecznego. Nie wierzyłam w to co się działo. To wszystko było takie nierzeczywiste.  Patrzyłam na chłopaka za mną, leżał na ziemi. Słabł. Nie wiedziałam dlaczego.
- Dobra robota. - wychrypiał. - Nie jesteś wampirem ani łowcą, więc kim? Hybrydą? Nie, jesteś zbyt silna. - zaczął zamykać oczy. To było chore, nawet w takiej chwili on również zastanawiał się kim jestem. Nie prosił o pomoc, ratunek. Chciał tylko wiedzieć kim jestem. Zaczęłam się tego bać. Czy byłam tak dziwnym stworem, że nie pasowałam nigdzie?
- Hej! - kucnęłam przy szatynie. Zaczęłam nim potrząsać.
- Zabierzesz mnie do Lily? - wiedziałam, że chodzi mu o blondwłosą wampirzycę.
- Dobra, ale gdzie ona mieszka? - zamknął oczy. W pierwszej chwili pomyślałam, że umarł, ale otrząsnęłam się gdy usłyszałam bicie jego serca. Nie wiedziałam gdzie mieszka Lily, ale byłam pewna, że Lara to wie.
Wzięłam do ręki komórkę i wybrałam z niej numer dziewczyny, mimo że odebrała po drugim sygnale to oczekiwanie na to trwało wieczność.
- Najpierw przede mną uciekasz, a teraz dzwonisz!? - dziewczyna był wściekła.
- Lara! - wrzasnęłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nigdy nie byłam tak stanowcza. Jakiś czas temu będąc w takiej sytuacji nie wiedziałabym co zrobić. - Nie mam czasu, gdzie mieszka Lil?!
- Co?! - wkurzyła się.
- Lara do cholery powiesz mi w końcu?!
- Czternaście kilometrów jakoś na północ od twojego domu. Po co ci to? Coś się stało? - rozłączyłam się. Przerzuciłam sobie przez ramię chłopaka. Był dla mnie lekki jak piórko. Nie wiedziałam skąd wampiry mają tyle siły. Zaczęłam biec w stronę domu Lil, chłopak nadal się nie obudził. Znalazłam się przed wielkim, drewnianym domem, do którego wbiegłam. 
-Gdzie Lil?! - krzyknęłam do szatynki siedzącej na fotelu w salonie. - obok mnie stanęła wspomniana wcześniej dziewczyna i z przerażeniem spojrzała na chłopaka.
-Co mu się stało?!
-Zemdlał. - nagle w pokoju zaczęło się roić od wampirów. Albo poczuli krew chłopaka, która o dziwo przestała mnie kusić, albo usłyszeli mój krzyk. A może jedno i drugie?
-Piłaś jego krew! - oskarżyła mnie Lil.
-Zgłupiałaś! - wściekłam się. Nikt nie będzie zarzucał mi picia ludzkiej krwi. Nigdy.
-Jeżeli coś mu zrobiłaś to cie zabije. - wysyczała blondynka po czym zabrała brązowowłosego i gdzieś zniknęła. Byłam wściekła, a do tego czułam się jak intruz. Otaczała mnie chmara wampirów.
-Evelyn, musimy pogadać. - to Ian, ruszyłam za chłopakiem, byłam przekonana, że wszędzie będzie lepiej niż w tej dziupli krwiopijców. Znaleźliśmy się w głębi lasu, nie wiedziałam dlaczego. Chłopak patrzył na mnie, nie zamierzałam odezwać się pierwsza i chyba to zrozumiał. 
- Kim jesteś? - zapytał spokojnie, ale mnie oblała biała gorączka, ciągle zadają mi te same pytania. Jeszcze wczoraj byłam pewna, że jestem zwyczajnym wampirem - o ile bycie wampirem jest czymś zwyczajnym -  później zaczęli nazywać mnie hybrydą, a dziś jakiś idiota powiedział mi, iż powinnam dołączyć do jakichś Przedwiecznych. Co to wszystko miało znaczyć!? Wyczułam tu czyjąś obecność.
-Ktoś tu jest. - powiedziałam. Nagle obok Ian'a stanął blondyn, ten sam, który wczoraj trzymał chłopaka, gdy ten dostał ataku szału i nie panował nad sobą.
-Ian, zostaw nas, musimy pogadać. - miałam już dość. Wszyscy chcieli ze mną rozmawiać, w właściewie wkurzyć mnie zadając jedno i to samo pytanie. Najgorsze było to, że ja sama nie znałam na niego odpowiedzi.
-Czego chcesz?
-Przed chwilą czytałem ci w myślach. - powiedział spokojnie.
-Co?! Jakim prawem?!
-Ty również czytasz w myślach.
-I co z tego! Ja robię to mimowolnie, nie panuję nad tym!
-Wiem, przejrzałem twoje wspomnienia.
-Jeszcze raz to zrobisz, a cie zabiję. Nie masz prawa grzebać mi w głowie.
-Nawet gdybym chciał nie dałbym rady, przed chwilą założyłaś bardzo silną blokadę. - byłam już na skraju wytrzymałości. Nie miałam pojęcia jak założyłam tą blokadę o ile wogóle to zrobiłam.
-Albo powiesz mi czego ode mnie chcecie, albo daj mi spokój!

LBA

Zostałam nominowana przez Nataszę. Dzięki :)

1. Jak masz na drugie imię?
Nie mam drugiego imienia.

2. Jaką książkę byś poleciła?
Sama nie wiem... To zależy od gustu, a ja ostatnio nie czytam książek więc nie mam wam nic ciekawego do powiedzenia w ich temacie.

3. Jaki ostatnio oglądałaś film?
"Po prostu walcz"

4. Co myślisz o rasizmie?
Jedna z największych głupot. Nie rozumiem tego jak można robić poniżać innych ze względu na ich wygląd, równie dobrze ciemnoskóre osoby mogłyby wyśmiewać ludzi o jasnej karnacji.
Kiedyś czarnoskórzy byli niewolnikami, ale ludzie ogarnijcie się to było dawno i zamiast wyśmiewać się z innej karnacji powinniśmy zauważyć, że wstydzić powinniśmy się tego, że coś takiego jak niewolnictwo istniało, w tamtych czasach według mnie poniżać powinno się białych za to jaki los zgotowali innym ludziom. Nie mówię tu o wszystkich, bo i białoskórzy byli niewolnikami, ale wstydzić powinni się oprawcy, a nie ofiary.
Gdyby ktoś pytał o kolor mojej skóry, to jestem jasnej karnacji więc czytając to nie myślcie, że jeżdżę po białych przez uprzedzenia, sama jestem biała. Zauważcie jak dziwnie brzmi "biała". Postawcie się w sytuacji "czarnych", nawet jeżeli nie chcecie obrazić ich tym zwrotem, to brzmi to jak szyderstwo.

5. Oglądasz Niekrytego Krytyka? Jeśli tak to podoba Ci się?
Nie oglądam.

6. Twoje ulubione danie?
Nie wiem. Nie przepadam za jedzeniem i nie przychodzi mi nic do głowy. Od razu mówię nie mam anoreksji i się nie odchudzam.

7. Oglądasz jakiś serial?
Nie.

8. Masz jakieś książki w domu? Jeżeli tak to jakie?
Hmm... Głównie to słowniki i jakieś nagrody ze szkoły do których nawet nie zajrzałam.

9. Wolisz kryminały czy fantasy?
Kocham fantasy, ale kryminały też lubię.

10. Jakiego smerfa lubisz najbardziej i dlaczego?
Nie wiem. Rzadko oglądałam smerfy i pamiętam z nich chyba tylko Papę Smerfa, Smerfetkę i Ważniaka.

11. Co myślisz o moim opowiadaniu?
Nie jestem fanką 1d i czytając je nie patrze na to, że oni są tam bohaterami, spodobała mi się fabuła.

Nie nominuję żadnych blogów, ponieważ nie wiem kogo mogę nominować. Wszystkie blogi, które czytam dostały już od mnie nominację.

czwartek, 24 lipca 2014

Przepraszam...

Bardzo was przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów, wyjechałam na wakacje, decyzja była spontaniczna i nie miałam dostępu do bloga. Nie wiem kiedy dokładnie pojawi się następna notka. Zjawi się w ciągu dwóch tygodni, może być nawet za dwa dni, ale również za czternaście...  Dokładnie nie mogę powiedzieć...

środa, 9 lipca 2014

Rozdział I

-----------------------
Żeby przeczytać dalszą część musicie kliknąć na dole posta "Czytaj więcej", gdy będziecie mieli załadowany cały rozdział może chętniej będziecie zostawiać komentarze.
----------------------

    Od miesiąca mieszkałam w Bar Harbor. Od kiedy pojawiłam się w szkole, blondynka, która dzieliła ze mną ławkę na języku angielskim gdzieś zniknęła. Wiedziałam tylko, że ma ona na imię Lily.

    Zauważyłam, że coś dziwnego dzieje się ze mną gdy czegoś się boję. Ostatnio będąc na polowaniu zgubiłam się w lesie, biorąc pod uwagę prędkość z jaką się poruszam to nic strasznego, bez problemu mogę znaleźć z niego wyjście, ale poczułam czyjąś obecność, wiem, że to głupie, ale miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, czułam coś, czego nie da się wyjaśnić, miałam przeczucie, że to jeden z wampirów, który próbował mnie zabić. Wtedy stało się coś niemożliwego, gdy poczułam jak strach dogłębnie przeszywa całe moje ciało, a wszystkie mięśnie się napinają, zobaczyłam wokół siebie niebieską poświatę. Nie wiedziałam co to jest. Straciłam przytomność, a to nie jest normalne.


    Tego dnia umówiłam się z Lar'ą, miałyśmy iść razem na zakupy i do kina. Poznałyśmy się w szkole, gdy Lara dowiedziała się skąd pochodzę zainteresowała się mną, jak się okazało chodziła do tej samej szkoły co ja, ale nigdy się nie znałyśmy, przebywałyśmy w innym towarzystwie. Lara sprowadziła się tu razem z rodzicami. Dziewczyna nie powiedziała mi dlaczego przeniosła się z Miami w takie miejsce, ale nie zamierzam jej o to wypytywać.
    Gdy kończyłam odrabiać lekcje zadzwoniła moja komórka.
- Hej. Co jest? - zapytałam odbierając telefon.
- Gdzie ty do diabła jesteś? Stoję pod centrum od pięciu minut, a to ja zawsze się spóźniam. - powiedziała rozżalona dziewczyna.
- Cholera! Lara, przepraszam, byłam pewna, że w umówiłyśmy się na szesnastą. - zaśmiałam się. - Teraz widzisz co mam się z tobą czekając na ciebie.
- Bardzo zabawne. Przyjeżdżaj. Chyba masz samochód?
- Mam, a nie ma o tej porze autobusów?
- Nie ma.
- Dobra zaraz będę. - rozłączyłam się i w ciągu sekundy znalazłam się w garażu. Prędkość z jaką się poruszałam była ogromna, ale i tak nienawidziłam tego czym się stałam. Mogłabym normalnie żyć, ale jakiś krwiopijca zgłodniał i znalazł sobie kolację w postaci mnie. Ledwo to przeżyłam. Co ja mówię?! Ja umarłam, moje serce przestało bić, nie oddycham... Usiadłam za kierownicą mojego samochodu i postanowiłam, że muszę kupić sobie inny. W Miami Porsche jest czymś normalnym, ale tutaj zwróciłoby uwagę wszystkich.
    Zaparkowałam samochód w podziemiach centrum handlowego i zadzwoniłam do Lary.
- Gdzie jesteś?
- Już dojechałaś? Tak szybko! Myślałam, że jeździsz jakimś starym złomem skoro tak bardzo boisz się nim pokazać. Siedzimy w kawiarni, zamówić ci coś? - dziewczynę przepełniała pozytywna energia. Zazdrościłam jej tego.
- Nie dzięki. - z żalem pomyślałam o tym wszystkim co mnie omija. Kochałam słodycze, a teraz gdybym tylko zjadła jakiś normalny pokarm zwymiotowałabym po kilku minutach. Po chwili jednak dotarło do mnie co powiedziała dziewczyna. - Jak to siedzimy?
- Przedstawię ci mojego chłopaka, Ian'a. - byłam zaskoczona, po kimś tak otwartym i radosnym jak Lara spodziewałam się, że będę słuchała o jej miłosnych problemach, a ona ukrywała coś takiego.
- Aha... Nie mówiłaś, że masz chłopaka.
- Bo nie pytałaś. Zasuwaj tu do nas.
- Zaraz będę.
    Weszłam na piętro gdzie znajdowała się kawiarnia i wtedy stało się coś okropnego. Poczułam krew. Świerzy metaliczny zapach stawał coraz bardziej intensywny z każdym postawionym przeze mnie krokiem. Zaczęłam wariować. Wiedziałam, że jestem głodna, ale nie sądziłam, że aż tak bardzo. To było okropne, a najgorsze było to, że zapach pochodził z kawiarni. To była zwierzęca krew, ale w tym momencie najsilniej odczuwałam zapach krwi Lary. Pachniała tak słodko. To  wszystko przez instynkt. To on sprawiał, że najmocniej odczuwałam zapach tej krwi, która wydawała się najlepsza.
- Cześć. - podeszłam do stolika, miałam ochotę rzucić się na dziewczynę.
- Hejka Evelyn, nie mówiłam ci, że Ian tu będzie bo na pewno byś nie przyszła. Coś ty taka spięta? - wściekłam się. Nie mogłam się opanować, a ona mówiła mi, że jestem spięta, jednak mimo tego wszystkiego na chwile oprzytomniałam. Krew zwierzęcia, którą czułam była tutaj najbardziej intensywna. Mogłam doskonale rozróżnić jej zapach, należała ona do młodego, silnego rysia. Nagle oprzytomniałam. Skąd się tu wzięła krew rysia? Dotarło do mnie coś strasznego, chłopak, który siedział z Larą nie oddychał, nie słyszałam bicia jego serca, więc oczywiste było dla mnie to, że jest on wampirem.
- Hej. - chłopak wyciągnął do mnie rękę, którą z nieukrywaną niechęcią uścisnęłam. - Masz rację. Jestem wampirem. Jadłem dziś bardzo pożywny obiad, a ty jak widzę jesteś na głodzie więc lepiej się stąd ewakuuj zanim coś komuś zrobisz. - usłyszałam jego głos w swojej głowie. Nie wiedziałam co się dzieje, a on tylko się uśmiechał. W tamtym momencie go znienawidziłam.

niedziela, 6 lipca 2014

Prolog

 Młoda wampirzyca usiadła na łóżku w swoim nowym pokoju. Panowała tu cisza i spokój. Ponownie dotarło do dziewczyny to jak bardzo jest samotna. Po za fortuną, którą odziedziczyła, wspomnieniami i bólem nie ma nic. Evelyn nie może pogodzić się z tym kim się stała. Dziewczyna od roku jest wampirem. Nie potrafi już płakać, ale gdyby nadal to umiała na pewno teraz by to robiła. Przypomniał się jej dom w Miami. Pierwsza przeprowadzka. Miała wtedy dwanaście lat. Do pełni szczęścia brakowało jej tylko matki, która zmarła na raka, mimo to, dzień przeprowadzki był dla niej wyjątkowy. Jej brat - Louis powtarzał jej, że to nowy etap życia, że od teraz wszystko będzie dobrze. I tak było. Do czasu... Jej ojciec i rodzeństwo zginęli w katastrofie lotniczej. Ich samolot rozbił się gdzieś na morzu. Wtedy cały świat Evelyn legł w gruzach, a później... Było tylko gorzej.
-Nowy etap życia braciszku. - powiedziała ze sztucznym uśmiechem dziewczyna. Wstała z łóżka i rozejrzała się po pokoju. Jego ściany były w czerwono - srebrnych kolorach, wszędzie były zdjęcia jej rodziny. Ev spojrzała na jedno z nich. Był tam jej brat. - Nawet nie mogłam cię pochować. - powiedziała smutno dziewczyna. - Zamiast iść na twój grób gadam do zdjęcia. - Ev bolało to, że nie mogła pochować swojej rodziny. Szczątki samolotu, który się rozbił nie zostały odnalezione.
 Dziewczyna założyła czarną kurtkę, na ramię zawiesiła torbę w tym samym kolorze. Dziś pierwszy dzień w szkole. - pomyślała. Wyszła z domu i wsiadła do samochodu, jednak po chwili zrezygnowała z jazdy nim. Wyrobią sobie o mnie zajebiste zdanie. -  pomyślała ironicznie, po czym opuściła samochód. Ustała obok auta i chwile mu się przyglądała. Ruszyła w drogę do szkoły. Tata i Louis cię ubóstwiali. - na tę myśl uśmiechnęła się. Dziewczynę z rozmyślań wyrwał dźwięk klaksonu, jednak nie zwracała uwagi na osobę, której wzięło się na żarty. Szła dalej przed siebie myśląc o  ojcu, który był prawnikiem, samochody były jego pasją. Pięć lat temu kupił samochód, który Evelyn ściągnęła tutaj aż z Miami, zrobiła to dlatego, że czuła do niego sentyment, wiązało się z nim wiele wspaniałych chwil spędzonych z bratem i ojcem. Jej siostra - Alex tak samo jak jej matka bała się szybkiej jazdy, z Evelyn było tak samo, ale po jakimś czasie ją pokochała i mimo prędkości czuła się bezpieczna, bo kojarzyła jej się z Louis'em i ojcem.
 Dziewczyna dotarła do budynku szkoły. Mimo, iż Bar Harbor liczyło tylko około sześciu tysięcy mieszkańców, to szkoła była naprawdę duża. Na zewnątrz wyglądała zwyczajnie, był tu parking dla starszych uczniów. Ev nigdzie nie widziała samochodu równie drogiego co jej, cieszyła się w duchu, że nie przyjechała tu nim i tak wystarczająco różni się od innych. Nie chodzi tu tylko o to kim jest, bo po za nią i tymi, którzy próbowali ją zabić nikt o tym nie wie, ale o tatuaże, których ma dosyć sporo i kolczyki których ma mnóstwo.
Dziewczyna myślała, że będzie to całkiem zwyczajny dzień, jednak myliła się, do nozdrzy Evelyn dotarł zapach, który tak bardzo kocha i jednocześnie nienawidzi, który ma nad nią ogromną władzę. Dziewczyna w ostatniej chwili opamiętała się i weszła do szkoły, a następnie odnalazła pustą klasę, zamknęła ją i  wyjęła z torby butelkę z czerwonym płynem. Gdy ostatnie krople cieczy znalazły się na ustach Evelyn, dziewczyna poczuła, że jej głód został zaspokojony. Przez chwilę na jej twarzy gościł uśmiech, ale nie trwało to długo, nastolatka nienawidziła siebie za to co robi. Ev opuściła pomieszczenie, w którym unosiła się metaliczna woń krwi i poszła do sekretariatu odebrać plan zajęć, jak się okazało musiała wrócić do tej samej klasy. Wszyscy zajęli już miejsca, dziewczynie pozostało usiąść obok blondynki. Czy ona ma ADHD - przeszło przez myśli Evelyn, gdy patrzyła na dziewczynę, z którą dzieliła ławkę i która zachowywała się najzwyczajniej mówiąc dziwnie. Do pomieszczenia wszedł młody nauczyciel. Ev zaczęła się niepokoić, ponieważ to zapach jego krwi czuła przed szkołą.


Porsche Panamera - samochód Evelyn



-----------------------------------
Oto prolog. Może nie jest zbyt interesujący, ale mam nadzieję, że będziecie czytać to opowiadanie.